|
|
---------------------------------------------------------- NIE MOŻNA MIEĆ CIĄGLE WIĘCEJ I WIĘCEJ WSZYSTKIEGO
Istnieje 9 procesów, nad którymi musimy zapanować jeśli Ziemia ma przetrwać:
1- zmiany klimatyczne 2- zanik różnorodności biologicznej - FOTO 3- zakwaszenie oceanów 4- użytkowanie gleby 5- przenawożenie gleby azotem i fosforem 6- wyczerpanie wód słodkich 7- stężenie aerozoli w atmosferze 8- zanieczyszczenie chemiczne 9- rozpad warstwy ozonowej.
Oszacowano granice planetarne dla każdego z tych procesów.
Na przykład w ciągu roku nie powinno wymierać więcej gatunków niż 10 na milion. Przekroczenie tych granic grozi uruchomieniem zmian prowadzących do nieodwracalnej zapaści. Przekroczyliśmy już 4 z dziewięciu planetarnych granic: 1- zmiany klimatyczne 2- zanik bioróżnorodności 3- wylesienie 4- obieg niektórych pierwiastków w przyrodzie np. węgiel, fosfor, azot... Do granicy zbliża się zakwaszenie oceanów.
To zniszczenie Ziemi początkowo nie będzie przeszkadzać wzrostowi PKB. Kapitał przeniesie się do takich sektorów wzrostowych jak umacnianie brzegów morskich, górnictwo na terenach arktycznych, odsalanie gleby czy militaryzacja terenów przygranicznych jako ochrona przed uchodźcami z krajów bardziej dotkniętych katastrofami. Widać to już w naszym kraju. Korporacje potrafią zarabiać na cudzym nieszczęściu a rządy umacniać swoją władzę na strachu przed obcymi.
WIĘCEJ: fragment książki: Jason Hickel, Mniej znaczy lepiej.
JAK ZAKOCHAŁEM SIĘ W POLSZCZYŹNIE?
Jestem na przyjacielskiej stopie z językiem niemieckim i angielskim, dwójką dzieci z tego samego germańskiego domostwa co i mój niderlandzki, a także z dwojgiem latorośli cioci łaciny, hiszpańskim i francuskim, natomiast słowiańscy krewni wydają mi się obcy. Odkąd sięgam pamięcią, sprawiają wrażenie jakby się ukrywali: w mojej młodości za żelazną kurtyną, później za zasłoną spółgłosek syczących, dziwnych rosyjskich znaków i chrząszczy brzmiących w trzcinie.
Postanowiłem więc, że spróbuję nawiązać z nimi bliższą znajomość. Zacząłem od rosyjskiego, wielkiej gwiazdy słowiańskiej części świata, ale ta celebrytka okazała się nieprzystępna, mało zachęcająca i kapryśna. Później był czeski, owszem skromniejszy, ale zarazem introwertyczny i ponury. Następnie zająłem się zgłębianiem egzotyki wietnamskiego. Ale to było jak zderzenie z kamienną ścianą. Wróciłem posiniaczony, rozejrzałem się dookoła i zakochałem się w polszczyźnie. Zabiegam o jej względy już od ponad roku.
Czy łatwo podbić serce polszczyzny? Skądże. Trzeba się nauczyć specyficznej pisowni (choć na szczęście w miarę regularnej i w alfabecie łacińskim, nie w cyrylicy), zapamiętać masę nieregularności i tak dalej i tak dalej. Ale wiele bzików polszczyzny sprawia wrażenie naszych rodzinnych bzików. Nauka polskiego jest jak szukanie wytrychu, który otworzy nam drzwi. Przypomina przyjście na rodzinne spotkanie po latach. Poznajemy, że "nos" i "dać" to angielskie "nose" i hiszpańskie "dar". A "siostra" "brat", "trzy" i "bóbr" to angielskie "sister", "brother", "three" i niemieckie "Biber". Polski pozmieniał sporą część tej wspólnej schedy nie do poznania. Zdaniem etymologów "krągły" i "córka" są historyczne powiązane z "ring" i "daughter", ale marna to dla mnie pomoc.
Polska deklinacja jest w pewnych aspektach podobna do łacińskiej. Polskie -m na przykład w wyrazie "oglądam", znaczy tyle co "ja" - tak samo jak w łacinie i w I am! "My' jak "mos" w hiszpańskim, albo "być" łudząco podobne do angielskiego "be", a "jest" do francuskiego "est", natomiast "są" brzmi zupełnie jak francuskie "sont".
Przyimki takie jak od, w, pod i wiele innych doczepiane są na początku jak w niemieckim i łacinie: "od-jazd" = "Ab-fahrt", czy "ex-itus". Angielski dołącza te elementy raz na początku, ale częściej stawia je po wyrazie: going out, go under.
Polski i mój niderlandzki choć nie leżą obok siebie, to mają wspólnego i niesłychanie wpływowego sąsiada w postaci niemieckiego. Religia dała nam podobne słowa tak samo jak i starożytni. Nowoczesna myśl europejska poddały nam "nanotechnologię" i "rasizm". Epoka napoleońska" "kilometry", "kodeksy" i "prawa człowieka". Europa "pejzaż", "arię" i "cukinię".
Gdy jednak wspomniałem, że języki słowiańskie są jak nieznajomi, miałem ku temu powody. Trzeba opanować gramatykę, wyćwiczyć się w rozróżnianiu głosek syczących i szeleszczących...A polski bywa irytujący: Dlaczego na przykład mówi się "cztery jabłka", ale "pięć jabłek? A to dopiero początek moich skarg i zażaleń.
Ogólne jednak, moja droga polszczyzno, cieszę się z naszego spotkania. Powolutku zaczynam cię rozumieć. Dotąd prawie nieznajoma, teraz wydajesz mi sie osobliwie bliska.
WIĘCEJ: Gaston Dorran, Gadka. W sześćdziesiąt języków dookoła Europy".
O innej książce tego autora:
w wietnamskim wszyscy są rodziną w japońskim kobiety swój język mają jawajski ma kilka stopni uprzejmości w arabskim rdzeniem są spółgłoski
---------------------------------------------------------------------------------------------------- NIE NARÓD CZY PAŃSTWO TYLKO MIASTA TWORZYŁY GRUNT POD NOGAMI NA KTÓRYM KAŻDY MÓGŁ PROWADZIĆ WŁASNĄ GRĘ Z NOWOCZESNOŚCIĄ. To historia Polski zupełnie inna od bajek, których uczą w szkołach.
Nowoczesność rozpoczęła się dla Polaków w czasie upadku Rzeczpospolitej. Brak własnego państwa spychał ich na margines Europy, ale kraj uratowały miasta. Ośrodkiem modernizacyjnej sprawczości i podmiotowości w Polsce było miasto. Tego dowodzi Rafał Matyja w książce „Miejski grunt. 250 lat polskiej gry z nowoczesnością”. Matyja przytacza dziesiątki faktów ilustrujących słabość upadającej Rzeczpospolitej i jej miast. Przekonuje jednak, że to miasta tworzyły i tworzą „grunt pod nogami”, były i są punktem odniesienia oraz oparcia zarówno dla ich mieszkańców, jak i dla okolicznych wsi. Ponadto miasta mają zasadniczą zaletę – trwają w swoim miejscu, niezależnie od tego, jak się przesuwały państwowe granice.
Taka opowieść, zastrzega Matyja, wymaga jednak innej wyobraźni, wykraczającej poza takie abstrakcje, jak naród czy państwo. Kluczem do zrozumienia historii powszechnej nie są uogólnione dzieje państw pisane z perspektywy stolic i decyzji podejmowanych przez władców i rząd, tylko historie lokalne, tworzone przez mieszkanki i mieszkańców konkretnych miast w ich codziennej konfrontacji z materialnością rzeczywistości. Istotnym aspektem nowoczesności było dosłowne wydobywanie się miast z błota dzięki budowie utwardzanych ulic, systemu kanalizacji i wodociągów, wzbogacanie się o kolejne nowoczesne instytucje: szkołę, więzienie, szpital, pocztę, muzeum, teatr, filharmonię, infrastrukturę przemysłową i mieszkaniową dla nowych kategorii mieszkańców związanych z przemysłem i symbol XIX-wiecznej modernizacji – kolej żelazną oraz telegraf.
Nowy Sącz bez włączenia w komunikacyjną sieć, dzięki której w 1911 r. do miasta przyjeżdżało codziennie 13 pociągów, nie stałby się zapewne po 1989 r. jednym z prężniejszych ośrodków polskiej transformacji, z takimi jej ikonami, jak Optimus, Fakro czy Wyższa Szkoła Biznesu. Po 1989 r. o transformacji i jej sukcesie nie zdecydowała wola rządu w Warszawie, tylko energia, jaka wybuchła w setkach „bąbli zmiany” rozproszonych po całej Polsce.
Autor „Miejskiego gruntu” na blisko pięciuset stronach opowiada o polskiej historii tworzonej i doświadczanej w Nowym Sączu, Bielsku-Białej, Świdnicy i setkach innych miast. To zupełnie inna historia niż wtłaczana dzieciom do głów w szkołach. Polska opisana w niej to całkiem zwyczajny kraj, bo jej mieszkanki i mieszkańcy mają grunt pod nogami, jaki zapewniają miasta niezależnie od dziejowych wichrów. Dzięki temu gruntowi to nie naród ani państwo, tylko każdy może być podmiotem i prowadzić własną grę z nowoczesnością. Potrzeba tylko nieco wyobraźni i energii.
WIĘCEJ: Edwin BENDYK, Miejsce miast według Matyi. 24 SIERPNIA 2021, Polityka 35.2021 (3327) z dnia 24.08.2021; Historia; s. 66. FOTO: Warszawa pod koniec XVIII wieku. ---------------------------------------------------------------------- KAŻDEGO ROKU UCIEKA Z DOMU 1500 MŁODYCH Też uciekałem, ale nie na dłużej niż na jedną noc.
Zdarzało się, że po szkole grając w piłkę lub w ściankę, zapominałem, że krowy w pole trzeba gnać (FOTO) i jak zwykle gdy się spóźniłem, czekało mnie lanie. Dlatego nie wracałem do domu. Szedłem prosto do którejś z kryjówek w stogu siana lub w stodole. Gdy byłem głodny, jadłem gruszki dziczki, albo wypijałem surowe jajka, bo wiedziałem gdzie się kury niosą. Jeden raz wpadłem na pomysł, żeby się przespać w sieni. Stała tam duża paka z owsem, nad którą wisiały robocze ubrania. Wieczorem, gdy nikt nie widział, wślizgnąłem się do środka i ułożyłem wygodnie. Babcia co jakiś czas z progu, dwa metry obok, wołała żebym wracał. Musiało mnie to nieźle bawić. Miałem już zasypiać, gdy usłyszałem, że ktoś wchodzi. To ojczym chciał konie nakarmić owsem na noc. A światła u nas jeszcze wtedy nie było. Postawił obok mnie miarkę i nagarniał zboże. Przysunąłem się do samej ściany, ale zahaczył o moją nogę i zaczął krzyczeć, nie pamiętam, ze strachu czy wołał babkę, która natychmiast pojawiła się obok. Wyciągnęła mnie z paki do kuchni i bez słowa postawiła przede mną talerz z przypieczonymi pierogami. Smak czuję do dziś. 20 LIPCA / KWIECIEŃ / KONTAKT /
NIEZAPROSZENI GOŚCIE
Przyroda jest gościnna, albo inaczej, życie nie zna granic. Wciska się w każdą szczelinę, nie bacząc czy tam przetrwa dzień, dwa, czy natychmiast zginie. Wystarczy mój niewielki balkon, by mieć ciągle nowych gości. Owadów nie liczę i choć mam siatkę w oknie, gdy tylko otworzę drzwi na moment, już muchy brzęczą wokół lampy. A jeszcze pająki, motyle, ptaki...o rybikach nie wspominając.
Tego roku przez kilka dni wpraszała się gołębia para. Nie mogłem ich przyjąć . Może dlatego postanowiłem nie wyrywać roślin, które nie wiadomo skąd się biorą w skrzynkach na kwiaty. Pierwsza pojawiła się łoboda, która sprytnie się wcisnęła w wycięcie uchwytu podtrzymującego skrzynkę z goździkami. Następnie wyrosło jakieś zboże, albo trawa. Poznam dopiero gdy będzie większe. TYMOTKA ŁĄKOWA - zob. niżej.
Ale najbardziej zaskoczyła mnie ta roślinka w rogu na trzecim obrazku. Gdy była mniejsza, nie różniła się niczym od innych, dopiero teraz można sprawdzić, że jej listki są jak makaroniki a więc to portulaka. Wiele razy ją sadziłem, bo dobrze znosi gorąco a kwiatki ma bardziej delikatne niż róża.
Mam jej mikroskopijne nasiona i na pewno znów posadzę. Ta jest samosiejką. Jedno ziarenko gdzieś się ukryło i mając trochę miejsca, gra o życie. Czy pozwolą jej zakwitnąć zaborcze goździki? Zakwitł - zob. niżej.
DLACZEGO TAK
TRUDNO SIĘ POROZUMIEĆ?
Parada 14 lipca w Paryżu jest symbolem symbolu, bo już samo zdobycie zamku Bastylii było symboliczne. Bez większego oporu uwolniono zaledwie kilku więźniów (czterech fałszerzy, hrabiego oskarżonego o kazirodztwo i dwóch szaleńców). Dawniej jednak w Bastylii więziono m.in. Człowieka w żelaznej masce, filozofa Woltera, sadystę Markiza de Sade, autora aforyzmów de La Rochefoucaulda i wielu innych. Klucz do Bastylii trafił w posiadanie prezydenta USA Jerzego Waszyngtona i do dziś jest prezentowany w jego posiadłości Mount Vernon. Same słowa też są symbolami, bo są związane z jakimiś wyobrażeniami rzeczy lub zdarzeń a nie bezpośrednio z rzeczywistością. Dlatego tak się różnimy mówiąc o tych samych sprawach a właściwie o swoich wyobrażeniach, które słowa wywołują z naszej pamięci. A ponieważ zostały tam zapisane gdy przebywaliśmy w różnych miejscach i w odmiennych sytuacjach więc nic dziwnego, że są inne i inaczej je widzimy. Drzewa, kwiaty i wszystkie inne rzeczy bez człowieka, nienazwane byłyby tylko kawałkami materii, albo splotami pól fizycznych. Ricoeur w książce "Symbol daje do myślenia" podaje trzy stopnie rozumienia symbolu. Na ostatnim idzie o to, by "rozwiązać zagadkę człowieka w oparciu o symbole". Religie myślą symbolami ponieważ symbole odnoszą się do Rzeczywistości Niewyrażalnej i ją urzeczywistniają.W naukach ścisłych występują tylko symbole martwe, znaki formalne. To, co podczas doświadczeń da się zaobserwować na ekranach oscyloskopów, czy na kliszy " wymaga interpretacji, by mogły powstać twierdzenia naukowe. Tak więc nasze dane zmysłowe są przede wszystkim symbolami ( Susanne Langer). A interpretujemy je językiem matematycznym, który zapisuje tylko same relacje czyli uwarunkowania, które bada nauka. Prawa Newtona dają się jeszcze przetłumaczyć na język potoczny, natomiast fizyka kwantowa opowiedziana słowami, których używamy na co dzień prowadzi do paradoksów wykluczających zrozumienie. - WIĘCEJ: Michał Heller, Wszechświat i słowo 1994.
---------------------------- JAK ROZMAWIAĆ Z IDIOTĄ?
Najlepiej w ogóle z nim nie rozmawiać, I najczęściej tak robimy. Przeważnie wymieniamy między sobą uprzejmości w sklepie, na ulicy a nawet w urzędzie i nie wiemy kto jest, a kto nie jest idiotą. Ale co robić jeśli idiota objawi się wśród bliskich i jak to ma w zwyczaju, zacznie nas atakować?
Najważniejsze, nie przyznawać się, że się NIE jest idiotą. Jeśli zaczniesz prostować fakty, które on przekręca, albo przyznawać się do przeczytanych książek, gazet lub znajomości ludzi, którzy nie należą do jego kręgu, masz przechlapane. On ciebie uzna za idiotę i w ogólnym rachunku w kraju będzie jeden idiota więcej.
Warto też trzymać się konkretów, czyli opowieści o życiu. Żadnych ogólników. Możesz pytać o jego doświadczenia życiowe, to na nich kształtuje się mądrość każdego z nas i tam, o ile jakoś dajemy sobie radę, jesteśmy dzielni i racjonalni. On też jest taki. A poza tym, tylko niewielu ludziom naprawdę chodzi o prawdę i to oni odkrywają nowe horyzonty. Jest ich tak niewielu, że prawie na pewno osobiście ich nie spotkasz. Pozostali pragną tylko byśmy ich uznali za poglądy, które przyjęli tam gdzie się urodzili i wychowali.
Jeśli nie jesteś skończonym idiotą, a każdy w jakimś stopniu nim jest, to nauczysz się dużo więcej od idioty niż on od ciebie. Prawdziwy idiota wie wszystko najlepiej, więc nie musi się uczyć, bo chęć poznania czegoś nowego zakłada jakiś podstawowy brak. Jeśli dłuższy czas rozmawiasz z idiotą, to nauczysz się z nimi rozmawiać, a taka rozmowa jest niezbędna. Zostawieni sami sobie idioci szukają oparcia wśród sobie podobnych, jednoczą się, odrywają zupełnie od rzeczywistości i stają się groźni, czego już nieraz dowiedli.
JAK POGODZIĆ WSCHÓD Z ZACHODEM?
Profesor Andrzej Friszke, historyk, o tym, jak pogodzić wschodnią cząstkę naszej duszy z zachodnią, a romantyzm z pragmatyzmem?
U romantyków są elementy racjonalnego myślenia. Piłsudski na przykład był romantykiem. Stawiał sobie cele, które zdawały się niemożliwe, ale racjonalnie oceniał sytuację, działał i dobierał metody. Pod okupacją Byli gotowi do poświęceń, a nie do samobójstw. Chociaż dla większości i tak skończyło się to tragicznie. I RP była europejską potęgą. A II RP była tylko dużym państwem wschodniej Europy. Ale mocarstwowa Polska przetrwała w naszych wyobrażeniach. A obok niego jest pamięć ekstremalnie innej sytuacji – gdy jako naród nie mieliśmy nic, bo nas wchłonęli sąsiedzi. Można się było wtedy śmiać z dialogu romantyków pragnących niepodległej Ukrainy i Polski, ale to się spełniło. Istnieje niepodległa Ukraina i niepodległa Polska. Romantyczne stało się faktyczne, czyli jednak było racjonalne. W naszej historii nie raz romantyzm okazywał się bardziej racjonalny niż pragmatyzm. Im więcej kompromisów, tym większe husarskie skrzydła sobie przypinamy.
Ludzie generalnie są realistami, kiedy chodzi o ich własne życie. Polacy też. W sferze symbolicznej dominuje romantyzm, a w życiowej praktyce decyduje zwykle kalkulacja. Tak w 1989 r. z częściowo wolnych wyborów wynikła całkiem wolna Polska. Z NATO było podobnie. W 1989 r. mówiliśmy: „Jakie NATO?! Szanujemy Układ Warszawski”. Żeby inni nie panikowali. A z tyłu głowy to NATO mieliśmy. Romantyczny pragmatyzm.
W dzisiejszej Polsce nie dominuje postawa agresywno-nacjonalistyczna. Paternalizm. A z drugiej strony oskarżenie o paternalizm, o to, że wykształceni, zamożni, obyci coś reszcie narzucają. To fermentowało i w I RP, i w XIX w., i w II RP, i w PRL. I drugi podział warstw wyższych. Opcja zachodnia kontra wschodnia. Ci, którzy chcą gonić Zachód, kontra obrońcy tradycji, swojskości, naszości. Czyli sarmatyzm kontra oświecenie. To też jest od wieków obecne w polskiej polityce, kulturze i świadomości, podobnie jak dziś – swojski lud kontra proeuropejskie elity. Widzą, że grając wedle zachodnich standardów, przegrywają z Zachodem i z prozachodnią częścią społeczeństwa, więc sobie dorabiają ideologię obrony naszej wyjątkowości.
Niekoniecznie musimy dominować, ale bycie to dla nas za mało. Ciepła woda nas nudzi i upokarza. Zwykle nie bardzo wiadomo, do czego to ma prowadzić. Takie romantyczne myślenie wielkimi ideami bez oprzyrządowania. Polskie elity to była dawna szlachta, spolonizowani Żydzi i trochę spolonizowanych Niemców. Inteligencja to nie jest krew z krwi, kość z kości polskich chłopów, którzy dominują liczbowo. Solidarność stopiła stare, inteligenckie elity ziemiańskich i rabinackich wnuków z elitą awansowaną przede wszystkim ze wsi w latach 50. i 60. Dzięki temu możliwy był wielki solidarnościowy projekt, z którego wyrosła III RP.
Dla części wsi i małych miast jedynym oparciem lokalnym jest parafia.
U nas nie lubi się impertynencji i nadmiernej oryginalności. Mamy wyostrzone poczucie zagrożonej godności. Jest też poczucie, że najpierw zabiorą nam godność, a potem niepodległość i własność. Sto lat bez niepodległości. Samotność w 1939 r. Potem zdrada w Jałcie. Jak będą źle o nas myśleli, to znów z tego wynikną nieszczęścia. Dlatego bronimy się na wszelkie sposoby, by o nas źle nie myśleli. Kiedy jednak tak się nieładnie bronimy, tym gorzej o nas myślą. Im bardziej 13 grudnia spaliśmy do południa, tym bardziej musimy demonstrować własny patriotyzm. Ta sama osoba mówiła, że internowani mieli lepiej niż on, bo o nich rozstrzygnęła władza, a on musiał sam decydować, jak się zachowywać. Oczywiście zachował się bezgrzesznie. Patriotyczna bezgrzeszność jest fundamentem polskich świeckich kultów.
Pilecki jest legendą czczoną przez prawicę ze względu na cechy, których nie miał. Po 1945 r. do nikogo nie strzelał i nikogo do tego nie namawiał. Zbierał informacje o sytuacji w Polsce i słał je Andersowi. Nie zadawał się z nacjonalistami. Działał z socjalistami. A prawica czci go jako swego bojownika, bo żyje w kłamstwie, w historii wymyślonej. Z niczego! Propagandyści ją lepią. W ich propagandzie fakty są bez znaczenia. Ważne, czy naród wierzy. A naród nie sprawdza, żyje historycznymi bajkami i obsesjami.
Relacja z pieniędzmi też jest chora. Wielcy się nie zajmowali pieniędzmi, bo całą energię pochłaniały wielkie dylematy – istnienie państwa, ustrój, naród, tożsamość. Gospodarka nas mobilizuje, kiedy mamy się dźwigać z katastrof. A jak jest OK, to nie bardzo. Większość biega wokół swoich spraw, mało kto się przejmuje ogółem. Strajkować o pieniądze jest kiepsko. A protestować w sprawie wolnych sądów – pięknie. Bo nie jesteśmy z kultury kapitalizmu.
Katolicyzm też jest dalej od ziemi niż u większości protestantów. Im bardziej ta tradycyjna część słabnie, tym bardziej się złości. To szczególnie musi irytować Kościół. Stąd kwestionowanie całego modelu liberalnej świeckiej demokracji. Ale to też nie jest pierwszy raz. II RP już to przerabiała. I RP też. Gdy Polska rusza na Zachód, Kościół zawsze się niepokoi, bo tam jest reformacja, konsumpcja, laicyzacja.
Wieczny dylemat polskiej duszy: jak stać się Zachodem i pozostać Wschodem. Raczej jak pogodzić wschodnią część polskiej duszy z zachodnią.
WIĘCEJ: Prof. dr hab. Andrzej Friszke, historyk, kieruje Zakładem Najnowszej Historii Politycznej Instytutu Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, badacz dziejów najnowszych, autor m.in. „Polska. Losy państwa i narodu 1939–1989”. Polityka 16.2019 (3207) z dnia 16.04.2019
PRZYSZŁA DO NAS KULTURA
Przez kilka lat opisywałem wszystko co wydarzyło się w okolicy mojego domu:
http://www.antoniorzech.eu/DWORSKAhistoria.htm https://www.youtube.com/watch?v=fDY_7aoBmFg&feature=youtu.be
W sierpniu 2012 z balkonu sfotografowałem samochody dowożące alkohole do całodobowego sklepu po drugiej stronie ulicy.
Jego klienci do późna w nocy wydzierali się pod naszymi oknami. Przyjeżdżała straż miejska a następnej nocy było to samo.
Dziś ponownie zrobiłem zdjęcie tego miejsca.
21 CZERWCA
/
KWIECIEŃ
/
KONTAKT
/
DLACZEGO RZĄDZĄ IDIOCI?
Zdarzają się też organizacje, które czasem potrafią wybrać wybitnego lidera. Tylko że to nie musi wychodzić na dobre. Obama był wybitnym liderem, ale niewiele jako prezydent w Ameryce zmienił, bo zbyt odstawał od średniego poziomu polityków. Obama trafił na fazę rosnącej fali idiocenia. Kontrastował z nią i się od niej odbijał. A Biden wygrał, bo ta fala opada. Idiotyzm instytucji osłabł, więc idzie mu lepiej. Może będzie to jeden z nielicznych przypadków, kiedy instytucje pozwolą działać efektywnie przywódcy, który nie jest idiotą.
Z tysięcy szefów państw
w historii powszechnej niewielu zostawiło myśli, którymi warto
zawracać sobie głowę – Cezar, Napoleon, Jefferson, Bismarck,
Churchill, Havel… Może byśmy dobili do tuzina. Proponuję szczepionkę, jaką jest przyjęcie do wiadomości, że idioci są naturalnym, powszechnym i ponadczasowym zjawiskiem, które wymaga racjonalnej reakcji, a nie moralnych emocji. To jest prawdziwa próba naszej inteligencji. Jeżeli naprawdę jesteśmy inteligentni, to umiemy tak działać, by się zbliżać do celu. A celem jest ograniczanie zniszczeń, które powoduje nieusuwalny z ludzkiego świata idiotyzm.
.
Inteligencja nam mówi, że nawet skończony idiota musi czasem mieć rację, a największe umysły czasami się mylą. Idiota jest zawsze pewny swej racji. To jest ważna część definicji idioty. I zawsze tylko jego racja się dla niego liczy. Wzajemność dla niego nie istnieje. Podobnie jak empatia. Nie potrafi sobie wyobrazić, co będzie, gdy inni potraktują go tak, jak on ich traktuje. Nie zastanawia się nad swoim losem, gdy zasady, które on stosuje wobec innych, inni zaczną stosować wobec niego. Idiotyzm nie jest tylko deficytem rozumu. Jest też deficytem empatii i wyobraźni. Idiota nie jest w stanie zrozumieć, że troszcząc się tylko o siebie, ściąga na siebie nieszczęścia.
Obrona wartości jest groźna, bo zakłada, że moje wartości są atakowane. A to absurd. Wartości są groźne, bo łatwo jest nimi manipulować. Na przykład ludzie uprzywilejowani przywiązują wagę do sprawiedliwości, ale zwykle sądzą, że sprawiedliwe są ich przywileje. Dlatego ludzie inteligentni zwykle praktykują cnoty budujące wartości, a idioci, którzy zwykle rządzą, narzucili większości moralność wartości bez cnót. Dlatego tak łatwo rządzi hipokryzja. Idiota bez mrugnięcia rozprawia o równości, a doi, ile się da.
150 tys. lat wciąż się mordujemy. Robimy to coraz sprawniej. Nikt nie wie, ile wytrwamy. Od kilkuset lat mamy znaczący wpływ na otoczenie. Nie wiemy, jak długo ono to zniesie. Dla większości wciąż ważniejsza jest doraźna wygoda niż przetrwanie gatunku. Dla rządów najważniejsze jest utrzymanie władzy – nie równowaga w przyrodzie. Nawet w tej sprawie idioci są górą. Nie mówiąc o tym, z jak idiotycznych powodów ludzie mordują innych, nawet kiedy wiedzą, że sami mogą być zamordowani. Nie ma takiej wartości, której byśmy nie byli gotowi odwrócić lub poświęcić. To też jest historycznie trwałe.
Polska tego doświadczyła jak mało który kraj, gdy wymazywano ją z mapy, i tylko nieprawdopodobne zdarzenia mające idiotyczne powody tworzyły nieprawdopodobne warunki, w których się mogła odrodzić. Podobnie czasem powstają nieprawdopodobne warunki, kiedy władza działa racjonalnie i tworzy kapitały, które idioci potem długo trwonią. To są historyczne cykle, w których idiotyzm stanowi regułę, a inteligencja wyjątek – z czasem nazywany „cudem gospodarczym” albo „złotym wiekiem”.
Maxime Rovere – francuski filozof, tłumacz, pisarz. Pracuje w École Normale Supérieure de Lyon i w Universite Pontificale Catholique w Rio de Janeiro. Specjalista i tłumacz Spinozy. W Polsce wydał „Co zrobić z idiotami. I jak samemu nie wyjść na idiotę” (Znak 2021) WIĘCEJ: Polityka 26.2021 (3318) z dnia 22.06.2021; Polityka; s. 24
ŚWIAT TO PRZESTRZEŃ KSZTAŁTÓW
Czas nie istnieje, przekonuje Barbour, jest tylko ciąg następujących Teraz, czyli nieruchomych kadrów przedstawiających różne konfiguracje atomów i cząstek.
Jest wiele praw fizyki, ale tylko jedno, które uważa się za absolutnie nie do podważenia: drugie prawo termodynamiki, czyli entropia, która zawsze rośnie. Najprościej, jest to nieporządek w każdym izolowanym, zamkniętym układzie. Dlatego gwiazdy wypalą swoje nuklearne paliwo, cząsteczki i atomy składające się na kosmos ulegną rozproszeniu, rozpadając się. Dojdzie do sytuacji, w której nic się nie zdarza – do tak zwanej śmierci cieplnej. Tak stanie się jeśli nasz wszechświat jest zamknięty jak pudełko.
Kopernik wstrzymując Słońce umieścił swój model układu słonecznego w nieruchomych ramach kosmosu, podobnie Newton. Kelvin pisał, że energia jest bezpowrotnie rozproszona, gubi się dzielona przypadkowo między cząsteczki i atomy.
Jeśli entropia wszechświata rośnie, czyli zwiększa się nieporządek, to gdzieś na początku powinien panować wielki porządek, tymczasem był chaos. Znane prawa fizyki tego paradoksu nie wyjaśniają.
Ponieważ jednak kosmos nie jest silnikiem parowym, maszyną, która sprowokowała narodziny termodynamiki, entropia nie jest właściwym pojęciem do wyjaśnienia jego ewolucji. Wszechświat przekształca się ciągle w uporządkowane, coraz bardziej złożone struktury i te zmiany to właśnie jest czas. Świat da się ująć przez proporcje odległości dzielące jedną cząstkę lub obiekt od drugiego. Można je opisać liczbą i nie potrzeba jakiejś arbitralnej jednostki jak linijka czy klepsydra. Naturą kosmosu jest przestrzeń kształtów, za którymi stoi abstrakcyjny, wielowymiarowy, matematyczny twór. Matematyka jest podszewką świata.
Kiedy astronomowie patrzą w niebo, widzą obiekty w różnych chwilach ich przeszłości. Ich kształty można ułożyć w sekwencje, które niosą ze sobą opowieść o ewolucji wszechświata. I jest to opowieść otwarta. „Śmierć cieplna w formie równowagi termicznej nie jest końcowym stanem wszechświata. Różnorodność, wyrażana przez kształty i proporcje, może rosnąć bez końca”, przekonuje Barbour. Jego wszechświat trwa wiecznie, jak matematyka, i do tego trwania nie potrzebuje przyczyny.
Umysł ludzki to też fragment przestrzeni kształtów, tylko bardzo specjalny – bo zawierający w sobie historię wszechświata, który powołał go do istnienia. Za pośrednictwem umysłu wszechświat przedstawia i tłumaczy sam siebie. „Nowe myśli mogą być podprogowymi inspiracjami płynącymi z całego wszechświata” – pisze brytyjski kosmolog„. Poeci, artyści, kompozytorzy, fizycy teoretyczni – wszyscy oni są częściami wszechświata, który ewoluuje od jednego kształtu do drugiego”. „Kto miałby orzec, czy esencję wszechświata wierniej oddaje eksplozja supernowej czy plamka farby na obrazie Cézanne’a?”.
Oczywistą słabością jego opowieści jest fakt, iż prowadzona jest ona w języku fizyki klasycznej – języku materii rozumianej zgodnie z codzienną intuicją. Tymczasem od stu lat wiemy, że losy wszechświata determinowane są przez zjawiska kwantowe. To dlatego Barbour, kończąc pisać książkę, zaczynał myśleć o kwantowej dynamice kształtów.
WIĘCEJ: W Polsce jego „Nowa teoria czasu. Punkt Janusa” ukaże się 16 września nakładem Copernicus Center Press)
Polityka 25.2021 (3317) z dnia 15.06.2021; Nauka i cywilizacja; s. 56 Oryginalny tytuł tekstu: "Kształt nadziei"
ŚWIAT NIE MÓGŁBY ZAISTNIEĆ PRZYPADKOWO
Węgiel jest niezbędny, by wyprodukować fizyka, ale ażeby mógł powstać węgiel muszą powstać i przejść pewną ewolucją gwiazdy, w których wnętrzu dokonała się synteza pierwiastków. Możemy się tak cofać aż do Wielkiego wybuchu. Nakłada to granice na czas i własności Wszechświata.
Skoro świat wyprodukował nas takimi, jakimi się znamy, to świat nie mógł być jakikolwiek; na zbiór jego warunków początkowych musiały być nałożone pewne ograniczenia, które nie pozwoliły światu zboczyć z tej drogi, na której mogły zdarzyć się nasze narodziny. Ewolucja Wszechświata
Gdyby więc na początku świata decydował przypadek nie miałby żadnej szansy, by wybrać warunki konieczne do zaistnienia człowieka. Według noblisty Penrose prawdopodobieństwo ślepego wyboru Wszechświata jest jak 1:10 do 123 potęgi. Liczba 10 do 100 potęgi to jedynka i 100 zer. Nazywa się googol.
WIĘCEJ: Michał Heller, Nowa fizyka i nowa teologia.
Z BALKONU Kopiec przed burzą
DZIELIMY SIĘ BO JESTEŚMY MNIEJ LUB BARDZIEJ OPERATYWNI
Kluczowym terminem dla zrozumienia źródeł zróżnicowania społecznego może być pojęcie operatywności, czyli zdolności radzenia sobie ze światem. Każdy z nas ma swój poziom operatywności, to znaczy umiejętności rozwiązywania napotykanych problemów. Kluczowym efektem operatywności jest jakość życia i zasobność a więc dostęp do dóbr materialnych.
Pojawia się tu zasadnicze pytanie, jak powinny zostać podzielone zasoby pomiędzy tymi bardziej i mniej operatywnymi. Operatywność jest cechą indywidualną, lecz jest też uzależniona od miejsca jednostki w społeczeństwie. Kto natomiast ma być rzecznikiem mniej operatywnych?. Zwłaszcza, że skuteczność rzeczników wymaga od nich samych operatywności. Skąd zatem biorą się bardziej operatywni rzecznicy tych mniej operatywnych? Jest tu kilka źródeł. Po pierwsze, to dziedziczona więź, tak jak często bywało w partiach chłopskich czy robotniczych. Ich liderami były osoby, które przebiły się przez siatkę społeczną ze względu na swoją wyjątkową operatywność, ale zachowały więź z macierzystym środowiskiem i jego problemy leżały im na sercu. Stawali się więc rzecznikami tych mniej operatywnych. Istotnym elementem jest też wspólna tożsamość – odwołanie do więzi narodowej czy religijnej, tworzącej szersze wspólnoty.
Im bogatsze społeczeństwo, tym trudniej je naprawić. Największe przyrosty występują u tych, którzy mają wiele do nadrobienia. Natomiast zbliżanie się do doskonałości jest wyjątkowo trudne. Brak postępów jest oczywiście dużo mniej dotkliwy w społeczeństwie o wysokim poziomie dobrostanu, ale i tam może on kłuć w oczy. Najlepiej ten mechanizm dziedziczenia zasobów komentuje afrykańskie przysłowie: „Ojciec karmi krowę, syn doi, a wnuk zarzyna”. Wraz z awansem społecznym pojawia się wzrost możliwości, ale i spadek motywacji do dalszego rozwoju.
„Kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka powodu”. „Może i kradną, ale przynajmniej się dzielą”.
Dlatego szczególnie istotne jest to, jaki poziom operatywności mają rzecznicy bardziej operatywnych. Rzecznicy operatywnych nie potrafią uchwycić tego, co jest potrzebne, by uzyskać akceptację ogółu. Przypodobanie się ważniejszym w hierarchii prestiżu czy dochodów nie wystarcza, by zdobyć wyborcze poparcie większości. Chodzi o coś więcej niż szukanie dziur w każdym z rządowych postulatów i podważanie zasadniczych tez projektu. Przygotowanie alternatywy dla rządowego planu to sztuka znacznie trudniejsza i wymaga przemyślenia problemu przez tych najbardziej operatywnych. Nie wystarczy czekać w przekonaniu, że PiS jako rzecznik mniej operatywnych okaże się nieoperatywny i potknie się o własne nogi, oddając opozycji wymarzone zwycięstwo.
To temat do naprawdę poważnej dyskusji: jak powinien wyglądać ład społeczny, aby nie mogły się na nim żywić nadużycia władzy? Zarówno tej pochodzącej z wyboru, jak i tej znacznie subtelniejszej – wywodzącej się z pozycji technokratycznej, opartej na lepszym wyposażeniu w kapitał, sieci kontaktów i uprzywilejowaniu na wszystkich możliwych polach. W bogatym i wykształconym społeczeństwie znalezienie takiego nowego ładu powinno być łatwiejsze, ale – jak widać – nie jest to takie oczywiste.
WIĘCEJ: JAROSŁAW FLIS Socjolog, komentator polityczny, T.P.NR 22/2021
BIEDNI I BOGACI W KRAJU BOGATYM I BIEDNYM
Im mniejsze nierówności, tym większy wzrost gospodarczy - NFW WIĘCEJ: Jan Zielonka, Liberalna Europa w odwrocie 2018
JERZYKI LECĄ DO AFRYKI. SAMOLOTEM
W domu mieliśmy pisklęta jerzyków, które w sierpniu powinny odlecieć do Afryki. Było ich pięć. Wykarmiłam je jak zawsze, ale tym razem to były pisklęta późno urodzone i nie odleciały, a tu wrzesień. Mąż mnie wypytywał, po co je karmię, skoro i tak będą na uśpienie, bo w Polsce jest za zimno, żeby przeżyły po wypuszczeniu. Na październik Gucwińscy dostają zaproszenie na konferencję Światowego Stowarzyszenia Ogrodów Zoologicznych i Akwariów do Republiki Południowej Afryki. Pomyślałam, że skoro my lecimy do Afryki, to może one polecą z nami, tyle że samolotem.
Każde pisklę zawijają w serwetki śniadaniowe, tworząc z nich tubkę. Z zewnątrz ptak wygląda jak kanapka. Pięć kanapek trafia do papierowej torby, którą Antoni dziurawi, by był dopływ powietrza. Ptasia śniadaniówka ląduje na dnie płóciennej torby, bagażu podręcznego Hanny. W bagażu Antoniego wiją się mączniki, przysmak jerzyków, i środek na wieczny sen, gdyby przemyt został odkryty. Torbę brali na taśmy w kontroli celnej i bezpieczeństwa i wcale nie stwierdzili, że są w niej ptaki. Ja je musiałam po drodze karmić mącznikami. Brałam ptaka-kanapkę i do dzióbka – robak.
Po dwóch godzinach jerzyki lądują w Londynie. Tu kolejna odprawa, niezauważone drugi raz przejeżdżają na taśmie przez kontrolę. Samolot do Johannesburga jest większy, ale jerzykom w serwetce wszystko jedno. Wieczorem, po bardzo dokładnej odprawie celnej, wyruszamy. Po godzinie widzimy, że coś jest nie tak, jesteśmy na niskim pułapie. Nad Kairem kapitan przeprasza: mamy kłopoty techniczne i musimy wracać, będzie awaryjne lądowanie w Londynie. Wszyscy, co już wcześniej latali, biorą naszyjniki, ściskają w rękach dokumenty, bo nie wiadomo, jak się wyląduje. Wylądowaliśmy, okazało się, że były jakieś niegroźne kłopoty ze skrzydłem. Półtorej godziny czekaliśmy w hotelu w Londynie.
Bagaż podręczny się zabierało, więc nie było problemu z jerzykami. Opóźniony lot zostaje powtórzony. Kanapki przechodzą trzecią kontrolę bagażu. Pomyślnie. Po ponad dwudziestu godzinach lotu z Warszawy jerzyki lądują w Johannesburgu. Również czwartą, ostatnią kontrolę celników, w RPA, przechodzą niezauważone. – Hotel to były takie osobne domki, jak chaty. Odwijałem z torebek, podrzucałem i wszystkie pięć odleciało. Momentalnie otaczały je miejscowe jerzyki. To grupowe ptaki. Udało się, szczęśliwie. Ale to było wariactwo. Przewiozłam je, inaczej same musiałyby tę trasę pokonać. Torbę, w której przejechały, mam do dzisiaj.
JAK POWSTAJE WIDNOKRĄG DZIECKA?
Starsza ryba spotyka dwie młode rybki i pyta: - Jak tam woda dzisiaj? - Gdy odpłynęła, młode patrzą na siebie zdumione: - A co to jest woda?
Tak się czułem czytając książkę Yi-Fu Tuana, "Przestrzeń i miejsce". W przestrzeni czujemy się jak ryby w wodzie.
Plemię pigmejów w Kongo żyje w puszczy, w której nie ma pór roku a nawet słońce słabo dociera przez dziką roślinność. Żadnego widnokręgu. W ich języku nie ma form czasu przeszłego ani przyszłego, bo do niczego nie są potrzebne. Jest tylko teraźniejszość. A lud syberyjski Czukcze ma 9 zaimków wskazujących odległość od mówiącego.
Niemowlę posiada najwyżej 20 procent mózgu dorosłego i nie może odróżnić siebie od tego, co na zewnętrz. Nie ma świata. Pod koniec pierwszego miesiąca może skierować wzrok na przedmiot dokładnie na linii jego wzroku. W czwartym miesiącu nie wykazuje zainteresowania czymkolwiek poza 1. metrem otoczenia. Pierwszym stałym rozpoznawalnym przedmiotem są rodzice. Kilkutygodniowe dziecko potrafi wyczuwać ich obecność i kierunek gdzie się znajdują. Kieruje wzrok na twarz dorosłego a głodne otwiera usta do ssania i uspokaja się gdy ktoś się zbliża.
Ośmiomiesięczne dziecko przysłuchuje się hałasom za ścianą a więc wykracza poza to, co dotykalne i widoczne, ale jego przestrzeń wyznaczają barierki łóżeczka. Odwraca się w płaczu na widok obcego.
Raczkujące dziecko zaczyna poznawać przestrzeń.
Miejsce dla dziecka jest jak duży i nieruchomy przedmiot. Male rzeczy są ważniejsze, bo można je wziąć do ręki i włożyć do ust. Dwuroczne dziecko rozumie pytanie "gdzie", ale odróżnia tylko miejsca charakterystyczne i na stałe łączy z nimi ludzi; jest zdumione gdy spotka przedszkolankę na ulicy.
Dziecko ma krótką przeszłość, energia nie pozwala mu na przerwy czy zamyślenia, bo nie ma do czego wracać. Bardzo rzeczowo patrzy na przedmioty, które u ludzi dorosłych mogą wywoływać różne wspomnienia i nastroje.
JERZYKI WRÓCIŁY z Afryki
"WSCHÓD NA ZACHODZIE"
Zdjęcie o godzinie piątej rano. Z mojego balkonu przez parę minut widzę odbite w oknie słońce, które wschodzi po drugiej stronie świata.
"Domyślam się, ze kiedy patrzycie z tego miejsca, wydaje się wam, że słońce musi zachodzić za tym wielkim budynkiem, prawda? To oznacza, że nigdy nie zobaczycie gdzie to się dzieje naprawdę. Ten budynek zawsze wam to zasłania... Tam, gdzie mieszkamy, nic nam nie zasłania widoku. Z mojej sypialni na piętrze wyraźnie widać, gdzie zachodzi słońce. Widać wyraźnie to miejsce, dokąd idzie w nocy".
To jest fragment książki Kazuo Ishiguro "Klara i słońce". Oglądamy świat oczami sztucznej inteligencji, wprawdzie nie najnowszej generacji, ale posiadającej niewyczerpaną chęć poznawania, pamięć i empatię. Energię czerpie ze słońca i w nim widzi nadzieję. Historia przyjaźni maszyny z samotną dziewczynką.
Codziennie na mój balkon przylatują gołębie. Lubię je i podziwiam ich nieustanne próby zbliżenia się do człowieka. Ponieważ jednak nie są jerzykami i nie wynoszą swoich odchodów, więc wychodzę, przepraszam i mówię, by jednak poleciały sobie gdzieindziej. Zwykle to skutkuje. Na kilka godzin. Ale przedwczoraj wracały zaledwie po paru minutach i odlatując nawet nie próbowały usiąść gdzieś, tylko robiły kółko w powietrzu i znów siadały na poręczy balkonu. Szczególnie jeden. Dopiero pod wieczór znikły.
Rano znów słyszę gul-gul-gul. Otwieram drzwi na balkon i tuż za progiem, w skrzynce na kwiaty, którą przykryłem plastikową folią, leży jedno jajko i jedna gałązka z drzewa. Jajko idealne, białe i trochę mniejsze niż od kury. Nasłuchałem się opowieści o tym, co znaczy mieć gniazdo na balkonie więc, niestety, musiałem je wyrzucić a gniazdo zasłoniłem pudełkiem po pizzy.
W ciągu całego dnia raz tylko przyleciała, pewnie samica. Posiedziała chwilę nieruchomo na poręczy balkonu nie próbując nawet dostać się do gniazda. Jakby zrobiła swoje i nic więcej nie poradzi. Tak samo dziś. Przez kilka minut, siedziała zupełnie jak martwa.:
BIDEN I OBAMA
Czytam autobiografię: "Biden. Spełniając obietnice". Wcześniej przeczytałem: "Obama. Ziemia obiecana". Spodziewałem się różnic, ale nie aż takich. Książka Obamy to wyważony reportaż człowieka doskonałego, którego życie osobiste jest usłane różami takimi jak wspaniała żona Michelle i jego dwie córki. Podczas swoich rządów raz tylko stracił panowanie nad sytuacją i do tego nad siłami natury, gdy w Zatoce Meksykańskiej wybuchł odwiert ropy i nikt nie potrafi zatamować zalewającej morze trucizny.
Obecny prezydent USA napisał pełną psychologicznych szczegółów powieść a dramaty z jakim musiał się zmierzyć, nasuwają porównanie do biblijnej Księgi Hioba. W szkole był najmniejszym w klasie, okrutnie prześladowanym przez rówieśników, jąkałą. Gdy w końcu osiąga swój wymarzony cel i zostaje senatorem, ma cudowną żonę i trójkę dzieci, spotyka go straszne nieszczęście. Z dna podniósł się jedynie dzięki wsparciu najbliższej rodziny i przyjaciół: jego żona i córeczka giną w wypadku samochodowym a obaj synowie zostali poważnie ranni.
Potem także on sam przeszedł operację tętniaka mózgu, podczas której groziła mu utrata mowy. Tak wspomina moment gdy pożegnał się z dziećmi: "bez względu na to, co miało się wydarzyć, moi synowie sobie poradzą. A ja spełniłem własne oczekiwania. W chwili gdy było to najważniejsze, zachowałem się jak człowiek, jakim chciałem być".
Kilka lat później umiera jego ukochany syn Beau.
Niby wszystko różni tych dwóch ludzi, ale najgłębiej są do siebie bardzo podobni. Obaj chcą pomagać innym skutecznie i jak najwięcej a więc dlatego na szczytach polityki światowego mocarstwa. Mają też potrzebne do tego, osobiste talenty. Obama zawsze spokojny i pewny, że wszystko będzie dobrze. Biden impulsywny pasjonat z ogromną siłą przebicia, łapiący równocześnie dziesięć srok za ogon.
Barack pisząc o Joe, podkreśla jego elokwencję: dajcie mu piętnaście minut, a będzie przemawiał pół godziny, oraz niezwykłą kontaktowość: każdego dostrzega, każdemu potrafi powiedzieć jakiś komplement. Tłumaczy to tym, że w młodości przez kilkanaście lat musiał trzymać język za zębami, bo jąkanie się go ośmieszało.
Podobny jest też ich sposób uprawiania polityki. Obaj zostali senatorami dzięki własnej inwencji i wysiłkowi. Biden nie miał nawet wymaganych trzydziestu lat, gdy pokonał senatora, który z nikim nie przegrał od kilkudziesięciu lat. Gdy postanawia osobiście dotrzeć do jak największej liczby wyborców, z pomocą rodziny urządza spotkania przy kawie i pączkach, ale nie jedno w niedzielę wieczorem, tylko zaczynają o 8 rano a następne co godzinę w innej miejscowości. Gdy tydzień przed końcem elekcji brakło mu pieniędzy na radiowe spoty, wziął pożyczkę pod zastaw swojego domu.
Oczywiście, nie byłbym Polakiem, gdybym nie śledził zdań o naszym kraju. W "Ziemi obiecanej", która obejmuje tylko dwa pierwsze lata rządów Obamy, zaledwie raz wspomina on o krajach Europy Środkowej, które obawiają się Rosji. Natomiast Biden do połowy "Spełniania obietnic" - bo tyle na razie przeczytałem - pisze o Polakach czterokrotnie, i to jak!: "Pojedynek był wyrównany, więc musieliśmy poczekać na ostateczne wyniki z robotniczej polskiej dzielnicy. Była to okolica, w której przez trzy lata chodziłem od drzwi do drzwi. Wszyscy mnie tam znali, podobnie jak moją żonę Neilię. Traktowali ją jak ukochaną córkę. Zawsze będę pamiętać, że to ich głosy przesądziły o mojej wygranej. s.121
P.S. Tytuł pierwszej książki obiecuje, druga spełnia te obietnice?
FARAONOWIE INTERNETU
Profesor Shoshuana Zuboff od czterdziestu lat dokumentuje przejęcie władzy nad światem przez kilku ludzi posiadających wiedzę i możliwości techniczne czyli sztuczną inteligencję. Badają oni potrzeby i nawyki nas, zwykłych konsumentów internetu i dostarczają nam to, czego pragniemy, przy okazji modelując nas tak, jak tego wymagają od nich zleceniodawcy, czyli producenci artykułów, które wszyscy kupujemy.
Historia zna niejeden podobny cykl zdarzeń. Taką władzę sprawowali chińscy cesarze, egipscy faraonowie, osmańscy sułtani, cesarze rzymscy, czy europejscy dyktatorzy. Wszyscy oni jednak panowali tylko nad jakimiś fragmentem świata a swoich poddanych do posłuszeństwa zmuszali przemocą.
Władcy internetu nikogo do niczego nie zmuszają. Oni tylko wykorzystują naszą potrzebę komunikacji (1 facebook) i pragnienie wiedzy (2 Google) a po kryjomu, chęć posiadania ciągle nowych przedmiotów (3 reklama). Ponieważ te dwie pierwsze czynności bez naszej wiedzy podporządkowane są tej trzeciej, Zuboff głosi apokaliptyczną wizję przyszłości. Internetowi dyktatorzy lepiej od nas wiedzą czego potrzebujemy. Mało tego, oni wszczepiają nam odpowiednie do ich celów pragnienia a my, nie wiedząc o tym, działamy według ich celów.
Skąd tu zaraz ta apokalipsa? Podstawową ludzką cechą jest wolność wyboru, natomiast te mechanizmy stosowane od dzieciństwa, likwidują w człowieku zarówno możliwość jak i samą potrzebę bycia wolnym. Czy będziemy więc podlegać kilku nerdom, władcom, którzy nawet nie mają jeszcze własnej nazwy? I być może nigdy nie będą jej mieć, ponieważ główną rolę w całym tym procederze gra sztuczna inteligencja. To ona, w sobie tylko znany sposób, przelicza niekończące się zbiory danych, na zrozumiały dla człowieka wynik. A więc w ostatecznym rachunku jesteśmy podporządkowani maszynom.
P.S. "Z upływem wieków staniemy się rasą niższą. Niższą pod względem siły, niższą pod względem samokontroli moralnej, tak że to w nich upatrywać będziemy wzorca tego, do czego najmędrszy i najlepszy z ludzi mógłby dążyć. Żadne żądze niskie, żadne zazdrości i chciwości ni nieczyste pragnienia nie splamią anielskiej potęgi wspaniałych tych stworzeń. Grzech, wstyd smutek nie będą miały do nich przystępu (...) Jesteśmy zdania, iż bezzwłocznie winna zostać im wydana wojna na śmierć i życie. Kto dobrze życzy swojej rasie, winien zniszczyć każdą maszynę, każdego bądź sortu". - napisał Samuel Butler (1835-1902) pisarz, teolog, autor dystopii "Erewhon". W roku 2015 list otwarty wzywający do obrony przed sztuczną inteligencją podpisali Stephen Hawking, Elon Musk i wielu akademików i praktyków IA.
Wolność woli polega na tym, że nie można znać teraz działań przyszłych. Ludwig Wittgenstein, Notatniki 1914 - 1916
Aby jakiekolwiek przewidywanie miało sens, musiałoby się dać testować powtarzalnie w ściśle określonych warunkach, tymczasem warunki życia społeczeństw nieustannie się zmieniają. W najbardziej nieprzewidywalny sposób zmienia je postęp technologiczny, który sam także nie da się przewidzieć. - napisał Carl Popper (1902 - 1994) w "Nędzy historycyzmu".
U SĄSIADÓW 3 MAJA FLAGI NA BALKONIE
NA POWITANIE SĄSIADÓW
Redakcja Tygodnika Powszechnego przenosi się do sąsiedniego bloku na moim osiedlu Dworska 1C. Przypominam więc jeden z wierszy w moim przekładzie, który ukazał się w tym piśmie.
Zielone kategorie
Nigdy zapewne, Prytherchu, nie słyszałeś o Kancie? Osobliwy to był człowiek! Cóż by on powiedział o twoim życiu, wolnym od walki przeciwieństw; wolnym także od chwiejnej myśli toczącej bój ze światem, który sama stworzyła? Tu wszystko jest pewne; przedmiot wrośnięty w żywy kwiat, drzewo i kamień. Nawet gdy śpisz w niskiej izbie, ciemna zieleń prze na belki. Czas i przestrzeń nie są posłuszną twej woli matematyką, tylko zielonym kalendarzem za którym podąża twoje serce. Jakżebyś inaczej odnalazł drogę do domu albo wiedział kiedy umrzeć, powoli i cierpliwie jak ci, którzy z głębi zielonego przypływu wznieśli te kamienie przy drodze? Na nic tu jego logika. Ale i twoja myśl zachwiałaby się pod nagłym powiewem zimnego geniuszu. A jednak gdyby dane wam było spotkać się w ogrodzie, chronionym przed ciągłym zalewem dzikiej zieleni, doszlibyście do zgody, z tą samą wiarą, przy niebieskim płomieniu gwiazd.
R.S.Thomas (ur.1913-2000) "jest jednym z pięciu-sześciu najlepszych poetów, piszących dziś w języku angielskim" (Kingsley Amis).
Ronald Stuart Thomas pseud. R. S. Thomas - walijski poeta tworzący w języku angielskim, duchowny w narodowym Kościele walijskim. Tworzył lirykę refleksyjną, inspirowaną krajobrazem i folklorem Walii, jak również poezję religijną. Wikipedia
WIĘCEJ: http://www.antoniorzech.eu/THOMAS.htm
========================
Drugiego dnia w moim obecnym mieszkaniu, przy końcu maja w roku 2009 napisałem: "Wieczorem przyleciały jerzyki. Wysoko, przecinają niebo zakosami w karkołomnych akrobacjach. Między drzewami, jak strzały, śmigają kosy. Czasem przeleci gawron, nieporadny bombowiec przy tamtych myśliwcach. A wszystkie czarne jak węgiel. Raz przepłynęła roztańczona mgławica małych ptaszków. Dwie czarne muchy, przyklejone do szyby, tu sobie znalazły bezpieczne miejsce".
Później co roku wypatrywałem tych afropolaków. Teraz codziennie próbuję zgadnąć dokąd już doleciały z Afryki. Naukowcy z miasta Lund, w którym mieszkałem ponad 30 lat, założyli tym ptakom maleńkie geolokatory umożliwiające odtworzenie trasy ich wędrówki:
Większość z nich leci przez Gibraltar a te od nas przez Afrykę Zachodnią docierają do Afryki Środkowej a potem dalej na wschód.
Ich kształt ciała i skrzydeł
pozwalał im szybować z prędkością nawet 180 km/godz.
W powietrzu spędzają 99% czasu. Jeden z badanych ptaków przez 314 dni przysiadł tylko na dwie godziny. Dlatego nogi stały się im niepotrzebne. Mało widoczna stopa jest przystosowana do czepiania się pionowych powierzchni i gdy przypadkiem wylądują na ziemi, nie potrafią wzbić się do lotu.
: Trzeba im pomóc
Każdego roku wracają do tych samych gniazd. Samica składa 2 lub 3 jajka i wysiadują na zmianę. Przy złej pogodzie i braku muchówek, chrząszczy, motyli i komarów odlatują nawet 100 km od gniazda a pisklęta wpadając w stan odrętwienia, mogą przetrwać bez pokarmu kilka dni.
Jerzyki żyją długo, przeciętnie 7 lat a rekordzista dożył 21 lat. W tym czasie, jak obliczyli Szwedzi, przeleciał 7 razy na Księżyc i z powrotem.
Lubią być w gromadzie, dlatego nie należy montować pojedynczych budek a ponieważ odchody wynoszą daleko poza gniazdo więc nie zanieczyszczają miejsca zamieszkania. Przerzedzają chmary komarów, choć nie tak bardzo jakbyśmy tego oczekiwali. Ja oczekuję tylko na ich powrót a to, że przybywają tu aż z Afryki, czyni je naprawdę niezwykłymi. Skoro jednak u nas przychodzą na świat, to do Afryki lecą tylko na saksy, czyli są Afropolakami.
PS. 1- Saksy dawniej emigracja zarobkowa do Saksonii. PS. 2- Jerzyki podobnie jak ludzie wyemigrowały z Afryki wschodniej do Europy, ale gdy w zimie znika ich pożywienie, zamiast przestawić się na inną dietę, wolą wracać do matecznika. PS. 3 - W powietrzu nikt im nie dorówna, dlatego nie wiedzą co to strach i na zdjęciach w rękach ludzi wyglądają jedynie trochę zdziwione. A od ciągłego polowania na ruchome punkty w powietrzu, nawet jastrząb nie ma takiego spojrzenia.
=========================
SKĄD SIĘ WZIĘŁA "GODNOŚĆ?" - źródło i podstawa etyki
Praindoeuropejskie słowo "god" (z przydechem h przed "g" i po "d") znaczyło "łączyć", "być złączonym". Stąd w językach germańskich znaczenie "dobry" i "Bóg".
U nas od XIV wieku "gody" to dni dobre do świętowania. na przykład okres od Bożego Narodzenia do Trzech Króli. Później gody stały się w ogóle czasem do-godnym do zrobienia czegoś ważnego, uczty, święta, ślubu. Z tych godów biorą się "zgoda", "wygoda", "przygoda", oznaczające coś ważnego i przyjemnego zarazem. I łagodność też.
Paolo Veronese, Gody w Kanie Galilejskiej Dobrze jest wiedzieć, że "człowiek godny" to nie ważniak na piedestale lecz ten, kto z godów a więc z czasu wyszedł i dlatego jest chętny do zgody i równości, bo czas nie robi wyjątków. Potrafi on też świętować i po prostu cieszyć się często a nie tylko w wyznaczonym terminie.
===========================================
CO BĘDZIE? ŁABĘDZIE
Nad Wilgą, między ogródkami, w dawnym korycie rzeki jest staw. Na brzegu działkowcy wysypują śmieci. Stoi tam też drzewo, które piorun rozłupał i podpalił. Został tylko czarny kikut. A stamtąd pieszo do Wawelu jest tylko 15 minut.
Po przeciwnej stronie, w trzcinach samica łabędzia wysiaduje młode. Najpierw zbudowała gniazdo, złożyła jajka a teraz będzie swoim ciałem tak długo je ogrzewać aż się wylęgną małe. Czasem podpływa do niej samiec, który przy brzegu strzeże rewiru. Ptaki te są sobie dozgonnie wierne.
W słoneczne południe razem długo żerują w trzcinach. Gdy wracają, on odprowadza ją aż pod sam próg. Jedno machnięcie skrzydłami i już jest w domu. Zaczyna się nie mające końca osuszanie. Najpierw z grubsza wyciera cały tułów długą szyją i otrząsa ją jak mokry wałek. Dziobem szoruje każdą część ciała, każde piórko a najdokładniej te, które będą dotykać jaj. Na koniec poprawia jeszcze jajka i siada w gnieździe. Ale co jakiś czas wstaje i przesuwa je, kręci się na wszystkie strony, jednym słowem, gnieździ się.
Widziałem jak pęka kurze jajo a z niego wypada mokre, skurczone pisklę. Myślałem, że skorupkę przebija dziobem, tymczasem okazuje się, że ptaki mają specjalny ząb, który służy do przebicia skorupy a potem zanika.
Jeszcze sto lat temu w Polsce było niewiele łabędzi. Dziś jest już 6 tysięcy par a nad Bałtykiem zimuje ich aż 100 tysięcy. Kilka z nich wypłynie z gniazda na stawie nad Wilgą.
Wiele razy widziałem płynący Wisłą sznur łabędzi. Gdy zrywają się do lotu, najpierw długo człapią po wodzie i z trudem unoszą się w powietrze, ale gdy już rozprostują dwumetrowe skrzydła, ich uderzenia słychać jak miarowy szum morskich fal.
==========================================
ŻYCZĘ WIELKANOCNEJ NADZIEI ŻE W ŻYCIU WSZYSTKO MOŻNA POKONAĆ - NAWET ŚMIERĆ
===========================================================
|
2010 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2011 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2012 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2013 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2014 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2015 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2016 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2017 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2018 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2019 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2020 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12
2021 1-2-3 _________________________________
PRELEKCJE __________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
FRANCISZEK __________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
najprostszy język świata
w wietnamskim wszyscy są rodziną w japońskim kobiety swój język mają jawajski ma kilka stopni uprzejmości w arabskim rdzeniem są spółgłoski ________________________________
__________________________________
__________________________________
__________
|