rzechy antoniego

 
 
 

 

CO ROBIĄ BIEDRONKI W ZIMIE?

    

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 



Antoni Orzech  CO ROBIĄ BIEDRONKI W ZIMIE? BAJKA.

 

 

  W nocy spadł śnieg. Za oknem było biało i cicho. Zając grzebał za trawą a ja jadłem chleb z powidłem.

Nagle na śniegu poruszyła się mała, czarna kropka.

-Pewnie znów się nie obudziłem - pomyślałem i zacząłem się zastanawiać co sprawdzić najpierw: to czy śpię, czy małą, ruszającą się kropkę. Miałem niezawodny sposób na sprawdzanie czy coś mi się nie śni: przewracałem się

z boku na bok i jeśli to było we śnie, spadałem z łóżka. Nie, to nie takie straszne, przy łóżku leżał miękki dywanik.

 

-Najpierw sprawdzę kropkę. To może być ciekawe i szkoda byłoby się obudzić. Ale może uda mi się odgadnąć co to jest: małe, okrągłe, chodzi po śniegu. I nie boi się zająca - dodałem, ponieważ kropka właśnie właziła mu na ucho.

-Zając też się jej nie boi. Nie, to za trudne. Nie znam takiego, okrągłego, zimowego zwierzątka. -Podszedłem

do okna i wtedy kropka zamieniła się w siedem kropek.

Szły parami jedna za drugą.

-Tego już za wiele. Chyba będę musiał spaść z łóżka.

 

Ale gdy postanowiłem obrócić się na drugi bok spostrzegłem, że duża kropka jest czerwona, małe-czarne a tak przecież wyglądają biedronki i nie szła po śniegu tylko po okiennej szybie.

-Biedronka! - zawołałem zdziwiony.

-Wielkonóg! - usłyszałem równie zdziwiony cichy okrzyk.

-To ty umiesz mówić?-

-I ty też?- nie przestawała wspinać się po szybie.

 

Nigdy nie widziałem biedronki w zimie. Nie wiedziałem o co ją zapytać. Odpowiadała jakoś tak dziwnie, jakby nie słyszała co mówię.

Nie wiedziałem nawet czy ma uszy. Nic o niej nie wiedziałem, bo to, że jest czerwona i ma czarne kropki to też tyle co nic. Wróciłem z powrotem do chleba

z powidłem i patrząc jak sunie po szybie, podobna do volkswagena garbusa, próbowałem znaleźć jakieś pytanie.

-Może zapytam czy lubi powidło? Muchy lubią. Ale ona nie jest podobna do muchy. Że też nigdy nie pomyślałem co robią biedronki w zimie.

Zły byłem sam na siebie.

 

Znów podszedłem do okna.

-Co biedronki robią w zimie? - zawołałem.

-Boję się białego-powiedziała ledwie dosłyszalnie. Usiadłem za stołem. Widocznie nie wie, co to jest "zima” no i skąd ma wiedzieć, że my ją nazywamy "biedronką".

Gdy tak rozmawiałem ze sobą, ze ściennego zegara wyskoczyła drewniana kukułka i zakukała osiem razy. Zostawiłem chleb, porwałem tornister i całą drogę do szkoły biegłem, aby się nie spóźnić.

 

Na lekcji ciągle myślałem o biedronce. Po dwóch godzinach matematyki, miałem już pięć pytań:

1-Co robią biedronki w zimie?

2-Czy mają uszy?

3-Czy lubią powidło?

4-Jak chodzą po okiennej szybie?

S-Czy potrafią mówić?

 

Aby znaleźć odpowiedzi poszedłem do szkolnej biblioteki. Była tam jedna książka o biedronce. Dowiedziałem się

z niej, że biedronka jest czerwona i ma czarne kropki. Poza tym mówiła jak dwuletni chłopiec. Oczywiście,

że w to nie uwierzyłem. Biedronka już bardziej podobna jest do muchy niż do chłopca.

 

Po lekcjach, od najlepszego kolegi, który zbiera znaczki, pożyczyłem lupę. Chciałem sam zobaczyć odpowiedzi przynajmniej na dwa pytania; to o uszach i chodzeniu po szybie. A może uda mi się znaleźć odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nie wymyśliłem.

 

Tymczasem w domu, zamiast odpowiedzi, czekało na mnie jedno wielkie pytanie: gdzie jest biedronka?

Na zakurzonej szybie, przez szkło powiększające, widziałem wąziutką ścieżkę. Kończyła się na suficie

a dalej żadnego śladu. Okna i drzwi były zamknięte, więc musi być w pokoju. Zacząłem wołać:

-Biedronko! Biedronko! - Ale przecież ona nie wie, że jest biedronką a poza tym mówiła tak cicho, że nawet

na szybie ledwie ją słyszałem.

-Muszę ją znaleźć - powiedziałem sam do siebie.

-A dlaczego musisz?- odpowiedziałem sam sobie, ona nie przyszła tu bawić się w chowanego.

-A moje pięć pytań?- I nie czekając aż znów sobie sam odpowiem, z lupą przy oku, zacząłem szukać czerwonej plamki w czarne kropki. Wczołgałem się pod stół i tam … zamarłem ze strachu.

 

W rogu za półką z książkami, siedział ogromny krab. Nieruchomy, patrzył na mnie a ja na niego. Tak długo udawaliśmy nieżywych aż poczułem ból w ręce i wtedy przypomniałem sobie:

-Szkło powiększające!- to nie jest żaden krab tylko mały pająk, który mieszka u mnie od jesieni. Nazywałem

go Michasiem. Był cichy i przeważnie niewidoczny.

-Michaś, nie widziałeś biedronki? - zapytałem. Ale Michaś nie umie mówić, więc przeprosiłem go, bo musiał się bardzo bać mojego oka, które widział przez lupę.

-Ty też mnie nieźle nastraszyłeś Michale. Myślałem,

że jesteś krabem, powiedziałem na pożegnanie i wlazłem pod łóżko. Ale tam był tylko kurz.

 

Szukałem tak do wieczora. Znalazłem gumkę do mazania, ołówek i kawałek ciastka. Biedronki nigdzie nie było. Dopiero w nocy przyśniła mi się. Znów siedziała na oknie. Wiedziałem, że to sen, ale to nic i we śnie mogę zobaczyć czy ma uszy i dlaczego nie spada z szyby. Cóż, kiedy nigdzie nie było lupy. Nie chciała mi się przyśnić. Położyłem ją na biurku a tu tymczasem biurko jest a lupy nie ma. Na dodatek prawdziwa biedronka umiała mówić

a ta nie.

 

-E tam, taki sen - powiedziałem głośno, sam już nie wiem we śnie czy naprawdę, obróciłem się na drugi bok

i spadłem z łóżka. Podszedłem do stołu, szkło powiększające leżało na swoim miejscu. Wziąłem je ze sobą na wypadek, gdyby biedronka przyśniła mi się po raz drugi. Leżąc w ciemnościach byłem pewny, że ona gdzieś tam sobie siedzi. A może łazi? Michaś lubił noc. Wtedy spacerował po całym pokoju. Raz zabłądził i chciał mi wleźć do ucha. Obudziłem się i zaniosłem go do jego pajęczyny.

-Ale czy ona widzi w nocy? To już szóste pytanie. Nie za trudne? Jak sprawdzić czy biedronka widzi, gdy jest ciemno? I to biedronka, której nie ma.



x x x

Następnego dnia była sobota. Poszedłem do większej biblioteki.

Pan bibliotekarz, który zna wszystkie książki na pamięć, powiedział 

-o samej biedronce nic nie mam, ale w tej na pewno coś znajdziesz. Na okładce siedziało zwierzę ogromne jak rycerz w stalowej zbroi z potężnymi, czerwonymi kleszczami.

 

Nie dotykając go odwróciłem kilka kartek i zaraz po motylach były biedronki. Jedna czerwona, druga żółta

i z 22 kropkami. Po co jej tyle kropek?

Moja nazywa się siedmiokropka. I o mało nie krzyknąłem

z radości, gdy przeczytałem: siedmiokropki w zimie chowają się pod korę drzew albo do ludzkich domów.

A więc mam odpowiedź na najważniejsze pytanie. Siedmiokropka przeżyje zimę! Bo gdyby nie przeżyła

to przecież nie byłoby ważne czy lubi powidło ani nawet czy umie mówić.

 

x x x

 

Minęło kilka dni i nocy bez biedronki. To znaczy ona była, tylko nie wiedziałem, gdzie śpi sobie jak niedźwiedź

w norze. Szkoda tylko, że nie chrapie, byłbym pewniejszy, że jest. Ciekawe, czy jej się coś śni.

A może we śnie rozmawia z wielkonogiem. Tyle pytań!

Ale to był dopiero początek, ponieważ wtedy zacząłem czytać a książki są jak ogromne szkło powiększające albo jak tysiąc szkieł.



Wszystko można przez nie zobaczyć. Chociaż to jednak nie to samo co rozmawiac z prawdziwą biedronką. Ale teraz gdy spotkam siedmiokropkę to już będę wiedział

o co ją zapytać. Najpierw zapytam o jej trzy życia. Jak była gąsienicą, potem woreczkiem zwanym śmiesznie poczwarką aż w końcu zamieniła się w biedronkę

ze skrzydłami. Ona pewnie tego nie pamięta. Będę jej musiał opowiedzieć. Pokażę na zdjęciu. Nie uwierzy jak bardzo była podobna do Michasia. Tylko nogi miała krótsze. O uszach też już wiem, że nie ma uszu. Zamiast nich ma anteny. Takie jak do telewizora. Programów nimi nie odbiera, bo są malutkie i nie z metalu. Nawet to, co do niej mówiłem słyszała niewyraźnie.

 

Im więcej czytałem, tym bardziej byłem zdziwiony. Cała biedronka jest malutkim pudełeczkiem, które otwiera się

u góry i wyskakują skrzydełka, gdy ma latać. A w tym pudełeczku same dziwa, ale nie mogę wszystkiego opowiedziec, bo trzeba by było napisać książkę a takie przecież są już napisane.

 

Jednej nocy znów przyśniła mi się siedmiokropka.

Tym razem nie lazła po szybie ani pod łóżkiem. Śniło

mi się, że ja sam byłem biedronkiem.

To znaczy ja byłem ja, tylko siedziałem zapakowany

w tym malutkim pudełeczku z siedmioma kropkami. Umiałem otwierać pokrywki, pod którymi schowane są skrzydełka. I latałem. Co prawda nie tak daleko jak prawdziwa biedronka, ale z łóżka przeleciałem na kwiatek a potem na okno.

 

Stamtąd jednak spadłem na podłogę. Ciągle nie wiem jak ona potrafi łazić po szybie. Leżałem do góry nogami i nie mogłem się obrócić. Wtedy do pokoju weszła mama. Widać było tylko potężny but, sto razy większy ode mnie. Teraz wiem dlaczego biedronka nazwała mnie wielkonogiem. Zacząłem krzyczeć - mamo! mamo! ale ona nie słyszała. Stanęła parę centymetrów ode mnie aż się podłoga zatrzęsła i wtedy odwróciłem się na nogi

i uciekłem pod kaloryfer. Trzęsąc się ze strachu, usłyszałem jak ktoś woła: -szybko,tutaj!

 

Lazłem po ścianie jak pod wielką skalistą górę a tam siedział Michaś. Już miałem znów zapytać - to ty umiesz mówić? - ale przecież byłem biedronkiem a on chyba wie, że pająki mówią. I to jeszcze jak! Cichy Michaś był gadułą. Może nie ma uszu  - pomyślałem. On tymczasem opowiadał, że najlepiej chować się za kaloryferem,

że bardzo groźny jest olbrzym (tak nazywał moją mamę), że w nocy można bezpiecznie chodzić po całym pokoju tylko nie tam, gdzie są jego siatki i że ja,

nie wiadomo dlaczego udaję pająka.  Łażę pod stołem

i pod łóżkiem, ale pajęczyny i tak nie umiem zrobić.

 

Słuchałem Michasia nie mówiąc ani słowa, żeby mnie nie poznał. Ruszałem antenami tak jak ludzie głową, gdy mówią "tak lub nie" i rozglądałem się po pokoju, który był większy niż lotnisko.

Kwiaty wyglądały jak wielkie drzewa a książki jak domy. Długo nie mogłem poznaćówka, który leżał

za kaloryferem.

 

Tymczasem Michaś uczył mnie jak się robi pajęczynę:

- Najpierw przędziemy prostokąt a w nim gwiazdę - gadał bez przerwy,  bieqając na długich nogach jak żywa szpulka nici - a potem od środka dookoła, następnie z powrotem

i pajęczyna gotowa. Czegoś takiego nie potrafi nikt inny tylko my pająki - zakończył dumnie. Nie słyszałem co mówił dalej, ponieważ się obudziłem. Nade mną stała mama. Była taka malutka, że zacząłem się śmiać.

- Do szkoły czas! - powiedziała śpiewnie jak zawsze.

 

Gdy wyszła, wlazłem pod stół, aby zajrzeć do kąta, gdzie mieszkał Michaś, ale tam go nie było. Przy pomocy lusterka sprawdziłem za kaloryferem. Siedział tak jak go zastawiłem we śnie. Tego dnia w kącie z pajęczyną zbudowałem zasłonę podobną do kaloryfera. Z pudełka po zapałkach skleiłem domek dla biedronki. Miał otwierane drzwi i jedno małe okienko.

 

x x x

 

Zima była bardzo zimna tego roku. Aż nagle na początku marca zaświeciło słońce. Śnieg stopniał a wróble ćwierkały głośno sprzeczając się, czy to już wiosna. W piąty słoneczny dzień, gdy wróciłem ze szkoły na szybie siedziała siadmiokropka tak mała, że nie mogłem jej poznać.

-To ty biedronko?-zapytałem.

-Nie ma białego? - odpowiedziała po swojemu i byłem pewny, że to ona.

-Gdzie ty się chowałaś? Trzy dni cię szukałem.

Nic nie mówiąc ruszyła w kierunku palmy stojącej na parapecie. Zapomniałem o szkle powiększającym,

o wszystkich pytaniach, nawet o tym, dlaczego ona nie spada z szyby. Po liściu przeszła na bambusowy kijek, do którego był przywiązany kwiat. Przypomniałem sobie drogę za kaloryferem, gdy śniło mi się, że jestem biedronkiem. Wiedziałem, że ona teraz wspina się pod wielką górę.

 

Gdy wyszła na szczyt, nagle znikła. To dlatego nie mogłem jej znaleźć. Siedziała w środku bambusowego kijka.

-Tutaj nikt cię nie znajdzie - powiedziałem.

-A to białe?- wydawało się, że bambus mówi.

Co jej odpowiedzieć?

Śnieg znalazłby ją, gdyby nie była pod dachem.

-A to białe? - powtórzyła zaniepokojona.

-Tutaj i białe cię nie znajdzie.

-Nie ma go?

 

Zaczynałem rozumieć jej dziwny język.  Składał się zaledwie z kilku  słów i nie zawsze znaczyły to samo co nasze. Na słońce mówiła "wielkie ja", ponieważ przypominało jej biedronkę. Mój ogródek nazywała "światem". Gdy tłumaczyłem jej, że jest bardzo wiele takich światów, zapytała:

-Czy aż tyle co ja mam kropek?

 

Widziała również inaczej. Ale patrzenie nie było dla niej najważniejsze. Jej świat był zbudowany z zapachów. Antenami czuła każdą rzecz nie ruszając się z miejsca. Aby przekonać się jak to jest, chodząc na czworakach obwąchałem każdy przedmiot w pokoju. Gdyby mnie zobaczył Michaś, znów by pomyślał, że udaję pająka,

choć tym razem chciałem być biedronką.

 

Ludzie mówią "ślepy" , "głuchy", ale jak powiedzieć, gdy się nic nie czuje? Biedronka miała takie słowo i tak mnie nazwała: wielkonóg bezwoń. Że jestem bezwoniem przekonałem się sam obwąchując pokój. Tylko dywan pachniał wełną. Poczułem też zapach książek, ale tak słaby, że nie wiem czym pachną książki, może książkami? 

Inne rzeczy, nawet stół drewniany i kwiaty były bezwonne. Tłumaczyłem jej, że nie mam anten, że czuję kwiaty, gdy kwitną, ale tak naprawdę

to byłem bezwoniem.  

x x x

 

Gdy i szóstego dnia wielka biedronka chodziła po niebie, siedmiokropka już od rana siedziała na oknie. Chciała wracać do swojego świata. Ruszała antenami jak ludzie głową, gdy mówią "tak". Nie wiedziałem.

co to ma znaczyć. Może "dziękuję" albo "że jej żal odchodzić" a może jeszcze coś innego, czego nie ma w ludzkim języku. Nie umiejąc odpowiedzieć, kiwałem głową tak jak ona antenami i wydawało mi się, że się rozumiemy.

 

Posadziłem ją na końcu wskazującego palca

i wyniosłem do ogrodu. Zając, który o tej porze zawsze jadał trawę na śniadanie, uciekł w krzaki.

-Mój świat- powiedziała, kręcąc wkoło antenami.

- Czujesz?

Killka razy mocno pociągnąłem nosem. Zapachniało ciepłą wilgocią,

pąkami drzew i czymś jeszcze, co nazywamy wiosną.

-Mój świat- powtórzyła a ja kiwałem głową nic nie mówiąc.

 

Gdzieś daleko, drewniana kukułka ze ściennego zegara zakukała osiem razy. Wtedy siedmiokropka otworzyła nakrapiane wieczka, rozprostowała skrzydełka i ruszała nimi nie unosząc się z palca. Nagle poderwała się w górę. Przez chwilę jeszcze była małą kropką, coraz mniejszą i mniejszą aż znikła w wielkiej biedronce.

 

- Mój świat.

 

 

KONIEC

 

Antoni Orzech