rzechy antoniego

 
 
 

 

A. Arborelius MISTERIUM DNIA POWSZEDNIEGO.

Ty i teraz

W Drodze nr 6 1996

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Anders Arborelius OCD

MISTERIUM DNIA POWSZEDNIEGO. Ty i teraz

Medytacja rekolekcyjna

TY i TERAZ, te dwa małe słowa (szw. "du" i "nu") mogą zupełnie odmienić nasze życie. Często to, co małe, jest największe. Dzień powszedni wydaje się szary i ograniczony, a jest wielki i wspaniały. "TY jesteś nieskończony, TY czynisz cuda, TY sam jesteś Bogiem". Nasz dzień powszedni pozostaje w ciągłym odniesieniu do Boga  i Jego wieczności. "W Twoich dłoniach dni moje spoczywają". TERAZ mogę mówić do niego TY. TY i TERAZ to słowa podstawowe, prasłowa, słowa wieczności. W każdej chwili znajduję się w relacji do Bożego TY, w każdej sytuacji, w każdym TERAZ. "Dokądkolwiek idę, TY. Gdziekolwiek stoję, TY, TY, TY. Ciągle TY, TY", mówi Martin Buber. Bóg jest dla mnie zawsze "TY". Nigdy "on" albo "to". Nigdy nie jest przedmiotem, rzeczą, lecz Kimś, kto zawsze TERAZ-TERAZ-TERAZ pozostaje w bezpośredniej relacji, w dialogu ze mną. Jestem w każdym momencie - TERAZ, i jeszcze raz TERAZ - stwarzany jako "ja" dla Bożego TY. "Ciebie o Panie szukam. Nie ukrywaj swojego oblicza przede mną". Nie potrzebuję zgadywać, jakie przeżycie kryje się za tymi słowami, ponieważ po prostu tak jest. Zarówno wtedy, gdy modlę się w kościele, jak i gdy jadę autobusem, o niczym szczególnym nie myśląc, w każdej chwili, niezależnie od tego, jaką pustkę wewnętrzną czuję, jestem przepełniony Bożym TY.

            TY i TERAZ wskazuje na tajemnicę Trójcy Świętej. Przez chrzest uczestniczymy w tym misterium, także w zwykły powszedni dzień. Te dwa słowa mówią o pramodlitwie, o dialogu nieskończonej miłości, o relacji, w której zawsze trwa Ojciec i Syn w jedności Ducha. "TY jesteś moim Synem, jam dziś Ciebie zrodził" mówi Ojciec do Syna. Ta pramodlitwa jest także w nas, którzy przez chrzest staliśmy się synami w Synu, ukochanymi dziećmi Ojca. Możemy uczestniczyć w wiecznym porozumieniu Syna z Ojcem. Przez Niego Ojciec ciągle staje się dla nas TY - TERAZ. Ten stan Trójcy Świętej zawsze panuje w nas. W głębi nieustannie trwa modlitwa. Na powierzchni przepływają wrażenia i uczucia, ale jest w nas wiele warstw. Najczęściej pozostajemy na tej najpłytszej, aż któregoś dnia odkrywamy głębokości, których nie są w stanie poruszyć żadne burze uczuciowe ani pustka wewnętrzna. "Z głębokości wołam do Ciebie, Panie".

            W głębokości zawsze jaśnieje Boskie "TY" "Zwykłą codzienność przenika Natura Boga i jednoczy naszą przemijającą naturę z Jego wiecznością" - mówi liturgia. I dzieje się tak zarówno w ponury jesienny dzień, jak i wtedy, gdy świeci słońce. "Miłość Pana napełnia całą Ziemię".

            Nasza relacja do Bożego TY jest uczestnictwem w wiecznym dialogu Syna i Ojca, w nieskończonej miłości, która ma miejsce w Bogu poza czasem i przestrzenią. Bierzemy udział w tej pramodlitwie, otwierając się na Boże TY - albo raczej, gdy Boże TY przypomina nam o sobie. U podstaw naszej osoby zawsze panuje ten stan wieczności. "TY jesteś Bogiem na wieki wieków". Każdy z nas także jest stworzeniem wieczystym. Bóg zaprasza do udziału w swojej nieskończoności. Jeśli przeoczymy tę możliwość w jednym momencie albo nawet w tysiącu innych, ciągle powtarza się nowa sposobność, nowe TERAZ. Jeszcze raz i jeszcze raz. TY i TERAZ to słowa wieczności, którymi możemy żyć w każdej chwili. Znów stajemy przed wieloma warstwami naszego wnętrza. Zanim oswoimy się z różnicą poziomów, mogą one powodować zawrót głowy, złe samopoczucie i inne przykre stany uczuciowe. Gdy jednak pojmiemy, że czas zawsze - TERAZ i jeszcze raz TERAZ - graniczy z nieskończonością i jest otwarty na Boże TY, łatwiej będzie nam zachować równowagę. Wtedy dostrzeżemy Boga we wszystkich wydarzeniach życia. To, co dzieje się na powierzchni, wskazuje na głębię, na Boże TY, właśnie TERAZ.

            Cała mistyka chrześcijańska stara się dopomóc nam w życiu na tym podstawowym poziomie, gdzie możemy spotykać Boga jako TY - TERAZ. Jean-Pierre de Caussade mówi o obecności "sakramentu chwili". Każdy moment czasu jest świętym znakiem, pewnego rodzaju sakramentem zjednoczenia z Bogiem w wieczności. A wieczność - o ile możemy pojąć tę tajemnicę - to ciągle obecne TERAZ. Dla Boga wszystko i zawsze jest równie aktualne i obecne. My często jesteśmy uwięzieni w czasie. Z całych sił przywołujemy przeszłość lub przyszłość. 

            Dlatego nie zauważamy chwili obecnej i daru, który ona przynosi. Właśnie TERAZ bezpowrotnie mija nas wieczność. To cudowne, że nigdy nie jest za późno, aby się tego nauczyć. TERAZ znów się zaczyna, "Pan sam daje wszystko co dobre". TY oddaje się TERAZ Tobie. Właśnie TERAZ. Momentom tym nie ma końca. Choćby bezpowrotnie minęło wiele lat, każdego poranka otrzymujesz nowy dar. W każdej chwili wszystko zaczyna się od nowa. 

            Światło Bożego TY spotyka mnie w prześwietlonym słońcem TERAZ, jakim jest każdy moment teraźniejszości. Żeby nie wiem jakie burze i ciemności mnie otoczyły albo przeciwnie, stąpam po gładkiej, migającej neonami powierzchni, w głębi mogę uczestniczyć w wiecznym Bożym TERAZ. W Jezusie możemy mówić TY do Ojca i stawać się dla Niego - przez Chrystusa - nieskończenie kochanym i drogim Ja. "Boża wspaniałość promieniująca z Oblicza Chrystusa, rozpościera swe światło", mówi św. Paweł. To światło Wielkanocy roztacza swój blask, rozlewa się z nie malejącą siłą, pomimo mroku i ciemności na zewnątrz i wewnątrz mnie. Ponieważ Ojciec rozpoznaje rysy twarzy Chrystusa we mnie, będąc synem w Synu, mogę również roztaczać jego chwałę wokół siebie. Pomimo skazy noszę w sobie wielki skarb, nieskończoność. Nie jestem niewolnikiem czasu. Nie jestem jego więźniem. Chociaż w naszym zagonionym stuleciu koło czasu toczy się coraz szybciej, chociaż coraz więcej ludzi nie wytrzymuje tego tempa i przegrywa, zawsze istnieje możliwość zatrzymania się w biegu, by spotkać TERAZ, nieskończone TY Boga. Właśnie TERAZ.

            Aby lepiej zrozumieć i przyswoić sobie ten sakrament chwili, przez wiarę otrzymujemy trzy tak wyraźne momenty, w których wieczność dotyka teraźniejszości, że nie sposób ich przeoczyć.

            Pierwszą taką chwilą jest początek czasu, a więc moment stworzenia. Bóg pozwala na powstanie czegoś, co zaczyna egzystować poza Nim samym. Z wieczności rodzi się czas. Tak naprawdę jest to proces nieprzerwany. Moment stworzenia, czyli początek czasu, trwa bez przerwy. Wieczność ciągle dotyka nas w samym centrum każdej chwili.

            Drugie takie zdarzenie, to gdy Bóg staje się człowiekiem. Nieskończony Stwórca pokornie zostaje częścią swojego stworzenia, poddanym czasu. Cud inkarnacji jest podstawą wiary chrześcijańskiej. Pod sercem Maryi został poczęty Syn Ojca i narodził się jako człowiek. "A Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami".

            Trzeci z tych momentów ma miejsce, gdy to Ciało staje się naszym pokarmem: chwila konsekracji podczas mszy świętej, kiedy dla nas następuje przemiana chleba i wina w ciało i krew Chrystusa. "Przyjdźcie i smakujcie, jak dobry jest Pan".

            Te trzy fakty wskazują nam na konkret i realność spotkania Boga z ludzkim czasem. Ten konkret i ta realność są dla nas zawsze obecne. Bóg spotyka mnie takiego, jakim jestem. Jakim ty jesteś. Jakim ja jestem. TERAZ i jeszcze raz TERAZ. 

            Mówiąc o Bogu ciągle jesteśmy zmuszeni poprawiać formę gramatyczną naszego języka, aby nie używać mowy zależnej i nie zwracać się do Ciebie, Panie, w czasie przeszłym lub przyszłym, a nawet w trybie warunkowym. Nie omawiać, lecz mówić do..., wprost i prosto. TY i TERAZ w czasie teraźniejszym. "Bóg jest wszędzie, pozwólmy więc sercu mówić do niego na tysiąc różnych sposobów i jeśli jest w nas choćby odrobina miłości, nie będzie to zbyt trudne", pisał brat Lorens, francuski karmelita z XVII  wieku. Naszym głównym problemem jest jednak przekonanie, że nie ma w nas miłości. Być może i tak jest naprawdę, ale jedyne, co się liczy, to fakt, że jesteśmy napełnieni Bożą miłością. "Bóg ukazuje swoją dobroć i wierność". Gdy powierzchownie nie doświadczamy miłości, wydaje się nam, że jej nie ma. Jednak każde uświadomienie sobie braku miłości jest zaproszeniem, abyśmy zaczerpnęli głębiej ze źródła wody żywej, które jest w nas obecne dzięki łasce chrztu. Trójjedyna Miłość, która jest we mnie. Zawsze, gdy spostrzegam swą oschłość i brak miłości, mogę zstąpić głębiej, tam, gdzie jestem miłością, tam, gdzie jestem stwarzany na nowo przez Boże TY. "Nikt nie może się mierzyć z Tobą, Panie"

            Tę samą postawę możemy przyjąć w stosunku do ludzi. Szukaj głębiej! Każdy spotkany człowiek jest dla nas TY, czyli bliźnim. Moja bezpośrednia relacja z Bogiem zostaje przeniesiona na stosunki z ludźmi. Czyż nie tego właśnie chce nauczyć nas Jezus? Miłość do Boga i ludzi to jedno i to samo. Otrzymuję ją jako dar od Boga. Gdy zaistniałem, gdy jestem stwarzany, dzieje się to z miłości. Staję się "TY" w stosunku do Bożego Ja. Ten podstawowy wzór mogę następnie realizować we wszystkich relacjach. Mistyka przechodzi w etykę. Ewangelia staje się ciałem w spotkaniu z każdym człowiekiem. Nie "on" lub "ona", nie "oni" lecz TY, TERAZ. Jezus Chrystus do tego stopnia zjednoczył się z każdym ludzkim TY, że w nim właśnie ciągle mnie spotyka, właśnie TERAZ. Rysy Jezusa mogą być odtwarzane w nieskończenie wielu twarzach. Może on być zarówno "potrzebującym jak i uciążliwym bliźnim", jak mówimy w modlitwie godzin kanonicznych. Dla nas, ludzi Północy, jest to szczególnie trudny moment. Oczywiście, nie w teorii, lecz w praktyce. Łatwiej nam dostrzegać Boga, a właściwie "boskość" przez małe "b", w pięknie natury, w świecie stworzonym, ale nieskalanym obecnością ludzi. Człowieka "przeżywamy" (a powinniśmy mówić bez tego "prze-") raczej jako element zakłócający niż jako znak obecności Bożej. Jesteśmy bardziej mistykami natury niż osoby. Szukając Boga zupełnie spontanicznie - a ponieważ zdarza się to dość rzadko, nie powinniśmy zbytnio polegać na tzw. spontaniczności czy autentyzmie - chętnie uciekamy w świat natury: spokój lasów, obmywany falami brzeg morza czy majestatyczne piękno gór. Człowiek, ten "płód poroniony", nie pasuje do "obrazu boga", o którym tak chętnie mówimy. 

            "Twoją własnością są wszystkie narody". Na szczęście, oprócz ludzi Północy, żyją jeszcze ludzie Południa, którzy łatwiej odnajdują Boga w swych bliźnich. Gdybyśmy tak mogli uwierzyć, że wszystko mamy wspólnie! Ci z Południa korzystaliby ze skarbów z Północy i odwrotnie. Boskie TY - TERAZ - możemy spotkać zarówno nad cichym leśnym jeziorem, jak i na przeludnionej plaży. Człowiek uciążliwy czy potrzebujący - w świecie Boga to dwa synonimy - którego najchętniej posłałbym tam, gdzie pieprz rośnie, jest właśnie tą przyprawą, która oczyszcza naszą relację z Bogiem i czyni ją dobrze przygotowaną. Nie stać nas, abyśmy pozwolili miłości "chodzić na wolnych obrotach". Przez swoje potrzeby lub uciążliwość bliźni trzyma mnie przy życiu. W każdym momencie muszę czuwać. TERAZ. TY. Ty nie zostawiasz mnie w spokoju. Całkiem po prostu powinienem zejść głębiej, aby znaleźć źródło żywej miłości, która pozwoli mi wytrwać z tobą. Ponieważ stałeś się dla mnie prawdziwym TY, nie potrzebuję już tylko cię znosić, lecz mogę kochać, miłością Bożego TY. Na dłuższą metę o wiele łatwiej jest kogoś kochać niż cierpliwie go znosić. Nie powinienem również zapominać, że mimo najlepszych chęci, sam również jestem często uciążliwy dla innych. Dla ciebie. A przede wszystkim dla Ciebie. I z tym najtrudniej mi się pogodzić. Ja, który tak bardzo się staram...

            Wszystko wskazuje nam Boga. Każdy z nas jest w drodze do Ciebie. "Panie, wskaż mi Swoją drogę, abym szedł w Twojej prawdzie". W rzeczywistości to Bóg jest w drodze do nas albo jeszcze dokładniej: TY zbliżasz się do mnie, do nas wszystkich. Każdy człowiek, którego spotykam, wszystkie sytuacje, które mi się przytrafiają, mówią o drodze Boga do mnie. Świat jest napełniony Jego obecnością. "Miłość Boża wypełnia Ziemię". Moje środowisko jest Jego środowiskiem. Zawsze mam dostęp do Bożego TY. Nic nie jest w stanie odłączyć mnie od Niego. "Bezpiecznie trwa świat i nic go nie poruszy". Świat, który stwarzasz, świadczy o Tobie. "Czyż życie jest zbyt ubogie? Czy raczej Twoja dłoń za mała, a źrenice zamglone. To ty musisz rosnąć", mówi do nas Dag Hammarskjold w swoich Drogowskazach. Moja droga do Bożego TY jest także Jego drogą do mojego ja. Drogi te spotykają się w Jezusie Chrystusie. "Przez Chrystusa otrzymaliśmy także dostęp do łaski, w której TERAZ żyjemy", mówi św. Paweł. 

            Żyjemy TERAZ i tylko TERAZ. Życie wypełniają momenty - TERAZ, które zarazem są momentami - TY. TERAZ już się zaczyna. TERAZ zaczyna się TY. "W Tobie pokładam nadzieję". Zawsze mogę zacząć od nowa. Nasze życie jest jak nieprzerwana kuracja odmładzająca.  W Nowym Przymierzu nic nie jest zamurowane albo pokryte rdzą. Wszystko jest nowe i świeże. Małe słowo "nowy" (szw. "nu") jest spokrewnione ze słowem "TERAZ". "Nowy" jest ulubionym wyrazem Jezusa. Cały Nowy Testament jest go pełen. TERAZ zaczyna się nowe życie. Zawsze mogę je przyjąć i nim żyć. Odnowa  i nawrócenie są możliwe i pozostają ciągle ponawianym zaproszeniem. Niezależnie od tego, ile mam lat i siwych włosów na głowie, moje serce jest nowe i młode, ponieważ w nim spotyka mnie Boskie TY ciągle na nowo. "TY wskazujesz mi drogę życia, w Tobie pełnia radości i wieczna rozkosz w Twojej prawicy". Mogę Cię przyjmować we wszystkim, co czynię, TERAZ i znów TERAZ. Mogę się otworzyć na nowo przed Tobą. TY jesteś Nowy TERAZ i ja będę przez Ciebie odnowiony.

Ćwiczenie 

            Aby nie zatrzymać się tylko na słowach, pojęciach czy myślach, musimy próbować wyrazić je w inny jeszcze sposób.

            Chociaż TY i TERAZ otrzymujemy od Boga jako wielki dar, trzeba jednak ten dar przyjąć. Cóż robimy dostając prezent? Oczywiście, otwieramy dłonie.  Ćwiczenie otwartych rąk jest czymś naprawdę wspaniałym, wskazuje na nasze ubóstwo i pustkę, ale przede wszystkim na pełnię Boga. Twoja miłość przenika wszystkich i wszystko. 

            Ćwiczenie to można wykonać zawsze i wszędzie. Właśnie TERAZ. Zamiast nerwowo w napięciu zaciskać pięści. Otwieram dłonie ku górze. Równie dobrze można uczynić to w kuchni przy gotowaniu ziemniaków, jak i za kierownicą samochodu. Postój w korku, to jakby podarowana przerwa na medytację. Świadomie rozluźniam napięcie rąk. Nie chcę czegokolwiek wymuszać na otoczeniu, nie chcę chwytać, gnieść, uciskać. Jestem pusty. Moje dłonie są puste. Wszystko opuściłem. Wszystko oddałem. Dlatego wszystko otrzymuję. Ubóstwo jest moją pełnią. Ten, kto nic nie posiada, może być napełniony bytem Boga. TY, Który Jesteś, stajesz się moim. Ja i TY. TERAZ. Właśnie TERAZ. I jeszcze raz TERAZ. TY. Tylko TY.

            Wystarczy ułamek sekundy. Ruch uliczny toczy się dalej. Odnowionymi rękami ujmuję kierownicę. Ziemniaki gotowe, biorę je w odnowione dłonie. Wszystko jest jak było. Ale zarazem wszystko jest nowe. W głębi serca spotykamy się TY i ja. TERAZ.

Anders Arborelius OCD, W Drodze nr 6 1996

Tłum. Antoni Orzech